Strona główna‎ > ‎Moje podróże‎ > ‎

Albania 2010

Realizując pomysł na kolejną przygodę, w sierpniu 2010 r. wybrałem się po raz kolejny na Bałkany. Tym razem celem podróży była Shqipëria, po polsku Albania. Według opisu osób, które w miejscu tym już były, kraj dziki, pełen kontrastu, dzikiej przyrody i sympatycznych, gościnnych mieszkańców. Kraj, w którym nierzadko można spotkać węże, skorpiony, niedźwiedzie i watahy bezpańskich, zdziczałych psów. O ile z pierwszą częścią w pełni się zgadzam o tyle skorpionów, niedźwiedzi, watah psów nie widziałem. Jedynie przemknęło przez moją drogę kilka węży.

Albania rzeczywiście może pochwalić się wspaniałymi "okolicznościami przyrody". Rejony górskie zachwycają niesamowitymi widokami, zapraszającymi do ich eksploracji. Aby się jednak udać na górską wycieczkę trzeba albo dysponować "dzielnym" samochodem terenowym albo wybrać się na wielodniowy marsz po górach. Istnieje jeszcze ewentualna opcja złapania okazji - busika udającego się do Theth i rozpoczęcia stamtąd wędrówki.

My dysponując Jeepem postanowiliśmy rozpocząć przygodę z Albanią od objazdówki po Prokletije czyli Górach Przeklętych. Nazywane również Alpami Albańskimi, Góry Północnoalbańskie są pasmem górskim na granicy albańsko-czarnogórskiej oraz w Kosowie i należą do Gór Dynarskich. Przejechanie trasą około 100 km zajęło nam 10 godzin samej jazdy, nie licząc postojów na posiłki, postojów widokowych na zrobienie zdjęć czy noclegu.

 Trasa wiodąca kamienistymi "drogami" typowo offroad'owymi, wyglądającymi tak jak w Polsce wyglądają szlaki piesze w wysokich górach, wiła się nad przepaściami. Na szlaku tym spotkaliśmy kilka innych ekip zwiedzających te rejony. Minęliśmy pięciozałogową ekipę z Polski, z której uczestnikami wymieniliśmy spostrzeżenia, kilka terenówek z Włoch i dwa samochody z Francji. Spotkaliśmy również dwóch Kanadyjczyków w wypożyczonej w Albanii terenówce. Przy wspólnym obiedzie opowiedzieli nam o swojej wyprawie po Bałkanach oraz podzielili się wrażeniami z wcześniejszego pobytu w Polsce. Przy okazji wspomnieli również o polskiej awanturze o "krzyż smoleński", o czym dowiedzieli się w wiadomościach i próbowali uzyskać od nas odpowiedź, o co Ci ludzie się tak naprawdę kłócą. Ale to tak na marginesie.

Góry Przeklęte i okolice Theth to miejsce naprawdę niesamowite. Malownicze widoki, które można tam podziwiać w zupełności rekompensują trudy podróży do Albanii. Polecam trasę przez Alpy Albańskie zarówno miłośnikom przepięknych górskich widoków jak i fanom turystyki off-road’owej.

Sama wioska Theth to niewielka osada przez blisko pół roku odcięta od świata. Mieszkańcy tej urokliwej wioski robią jesienią zapasy, które muszą wystarczyć im do wiosny, do czasu kiedy stopnieją śniegi i będą mogli ponownie wybrać się na zakupy do Szkodry. Jadąc w kierunku Theth, w niższych partiach gór można często spotkać busiki, z przemieszczającymi się mieszkańcami okolicznych osad oraz turystami odwiedzającymi te rejony. Po wytyczonych tu drogach jeżdżą również ciężarówki przewożące drzewo czy odłamy skalne używane przy wielu budowach. Minięcie się z nadjeżdżającą z przeciwka lorą często jest nielada wyzwaniem. W rejonach trochę wyższych, gdzie kręte, wąskie „drogi” prowadzą nad przepaściami, praktycznie na każdym zakręcie widnieje krzyż z nazwiskiem i zdjęciem osoby, która jak można się domyślać zakończyła w tym miejscu swoje życie. Szlaki te są bardzo niebezpieczne a zakręty zdradliwe. Jak się później przekonaliśmy Albańczycy przemieszczają się tymi trasami również nocami a używają do tego samochodów zupełnie nieprzygotowanych, których czas świetności przeminął wiele lat wstecz. Na jednym z takich zakrętów minęliśmy tablicę z krzyżem i wypisanymi ponad dwudziestoma nazwiskami. Jak się można domyślać, prawdopodobnie wypadł tu z drogi jeden z miejscowych busików.

Po opuszczeniu Theth, i kilkugodzinnej eksploracji Gór Przeklętych zaczęliśmy poszukiwać miejsca na nocleg. Szukaliśmy płaskiego miejsca, nadającego się pod rozbicie namiotu, najlepiej w sąsiedztwie zbiornika wodnego lub rzeki. Po przejechaniu kilku następnych kilometrów zauważyliśmy w oddali zaparkowane nad górskim potokiem dwa samochody terenowe z rozstawionymi na dachach namiotami. Była to ekipa z Francji, dwie rodziny z psem. Ich obozowisko było w miejscu idealnym na nocleg, dlatego postanowiliśmy do nich dołączyć. Francuzi oczywiście nie mieli nic przeciwko temu. Chętnie wymienili z nami doświadczenia z podróży i ostrzegli nas, abyśmy uważali gdyż na skałach przy potoku wygrzewają się węże. Noc w tym miejscu minęła nam szybko i bez większych wrażeń. Jedynie kilka razy zakłócały nam sen przejeżdżające tym szlakiem samochody. Mają ci Albańczycy nerwy, żeby w nocy poruszać się po takich „drogach”… Później niestety stawiają krzyże.

Nazajutrz rano, kiedy przygotowywaliśmy śniadanie zauważyliśmy stojącą za niewielkimi krzakami dwójkę dzieci. Chłopiec około 5 lat i dziewczynka około lat 8 stali w ciszy i obserwowali naszą krzątaninę. Skąd i kiedy te dzieci przyszły nie zauważyliśmy. Stojące tak w milczeniu, lekko przybrudzone ze wzrokiem wlepionym w nasze obozowisko wyglądały jak dzieci z klasycznego horroru. Poprzedniego wieczoru rozglądając się po okolicy nie zauważyliśmy w pobliżu żadnego domostwa. Ze zboczy górskich otaczających nasze pole biwakowe było jedynie słychać dzwonki pasących się kóz i pokrzykiwania pasterzy. Gdzie te dzieci mieszkały i jak znalazły się w pobliżu naszego obozowiska do tej pory nie wiemy. Po około 40 minutach odeszły drogą w kierunku, w którym my później się udaliśmy i zniknęły. Kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę żadnego śladu po dzieciach już nie było.

Góry Przeklęte opuściliśmy wjeżdżając do Szkody i dalej udaliśmy się do miejscowości Peshkopi położonej niedaleko granicy z Macedonią. W przyszłości, ze względu na występujące tam wody termalne być może będzie to kurort uzdrowiskowy. Obecnie jest to rozwijające się miasto okołograniczne. Przyjeżdża tu na wypoczynek wielu Albańczyków i Macedończyków, aby korzystać z uzdrawiającej mocy wód termalnych. Niestety same termy to pokomunistyczny ośrodek ze starymi budynkami i mieszczącymi się w nim „pokojami kąpielowymi”. Wokół powstają jednak nowe hotele i być może ośrodek termalny za jakiś czas również zamieni się w SPA. Teraz można tu przenocować za 13 Euro od osoby w hotelu o przyzwoitym standardzie z pełnym wyżywieniem w postaci kuchni tradycyjnej oraz z zabiegiem termalnym w cenie.

Z Peshkopi, aby zaoszczędzić czas na powrót nienajlepszymi drogami przejechaliśmy do Macedonii i wzdłuż granicy dojechaliśmy do jeziora Ohrydzkiego. Tu ponownie wjechaliśmy do Albanii i już całkiem ładną asfaltówką dojechaliśmy w okolicę Fier, nad morze. No, prawie nad morze, gdyż zbytnio koncentrując się na wskazaniach GPS’u zbyt wcześnie zjechałem z trasy, przez co mieliśmy bardzo ciekawy i intensywny off-road przez pola uprawne i kanały melioracyjne. W końcu zdołaliśmy dotrzeć do celu podróży, którym było wyschnięte słone jezioro łączące się z plażą nad Adriatykiem. Tu muszę opisać ciekawostkę, jaką jest sposób plażowania Albańczyków. Otóż całe rodziny wsiadają do swoich pięknych, wymytych, często ponad dwudziestoletnich samochodów, zabierając ze sobą kosze piknikowe pełne jedzenia, parasole przeciwsłoneczne, koce i co tam jeszcze, kto uważa za przydatne. Samochodami tymi jadą nad morze i parkując na plaży jeden obok drugiego spędzają tam całe dnie na wypoczynku. Tłumy są ogromne a plaża przypomina trochę giełdę samochodowa. Wieczorem wszyscy zbierają się do domów a na plaży pozostają tylko sterty śmieci. W okolicach brak jest kempingów czy ośrodków wczasowych. Każdy, kto tu przyjeżdża wraca wieczorem do domu. My zanocowaliśmy na plaży w pobliżu baru plażowego. Jego przesympatyczny właściciel, przy pomocy własnego szpadla odgarnął z plaży śmieci i wyciął chwasty, abyśmy mogli rozbić namiot. Tu też ciekawostka, ten miły pan na nasze pytanie „czy mówi po angielsku” odpowiedział przekonującym „yes” i na tym jego znajomość angielskiego się skończyła. Jak się okazuje jest to w Albanii bardzo powszechne.

W okolicy tej poza przyjemną kąpielą w morzu mieliśmy jeszcze okazję zwiedzenia Apollonii, ruin antycznego miasta greckiego z VI w. p.n.e. Miejsce warte odwiedzenia ze względu na znajdujące się tu, wciąż powiększające zbiory pochodzące z prowadzonych wykopalisk. Mieliśmy okazję porozmawiać z pracującymi tam francuskimi archeologami. Z chęcią opowiedzieli nam historię tego miejsca oraz kilka ciekawostek związanych z wykopaliskami. W Apollonii znajduje się również bardzo fotogeniczny klasztor z ciekawymi freskami, w którym składowane są zbiory z wykopalisk. My mieliśmy dodatkową atrakcję gdyż trafiliśmy na mszę w obrządku prawosławnym.

Z Apollonii wyruszyliśmy drogą nadmorską na południe kraju, zwiedzając po drodze co ciekawsze miejsca. Na uwagę zasługują okolice Dhermi z pięknymi plażami zarówno piaszczystymi jak i skalistymi. Można bez większych obaw zanocować na jednej z ustronnych plaż i odpocząć po podróży ciesząc się kąpielami w ciepłym morzu, opalaniem i leniuchowaniem.

Kolejnym wartym uwagi miejscem jest Porto Palermo ze wspaniałą zatoką i krystalicznie czystą wodą, w której występuje wiele morskich żyjątek. Znajduje się tam Twierdza Alego Paszy z Tepeleny. Jest to XVIII-wieczna warownia wybudowana na półwyspie przez albańskiego możnowładcę. W upalne dni jest wspaniałym schronieniem przed słońcem. Grube mury warowni utrzymują wewnątrz bardzo przyjemny chłód. Wejście do twierdzy jest bezpłatne. Jeśli brama jest zamknięta klucze można dostać u właściciela pobliskiej knajpki. Za drobną opłatą można nawet w twierdzy przenocować (wystarczy mieć karimatę i śpiwór).

Naszym kolejnym celem była Saranda, miasto portowe położone kilkanaście kilometrów przed granicą z Grecją. Można stamtąd dostać się promem na Korfu. Promy pasażerskie odchodzą kilka razy dziennie. Jeśli chcemy przeprawić się z samochodem trzeba rezerwować bilety z kilkudniowym wyprzedzeniem. Saranda jest miastem nowoczesnym, rozwijającym się, z dużymi wpływami greckimi i włoskimi. Mnóstwo hoteli, pensjonatów, restauracji i równie dużo turystów z Włoch i Grecji. Nocleg znaleźliśmy w prywatnej kwaterze należącej do miejscowego Policjanta. Poza pokojami na wynajem w budynku była również bardzo fajna knajpka. Właściciel serwował w niej wyśmienitą Rakiję, oczywiście domowego wyrobu. Nasz gospodarz prowadził również myjnię samochodową. Ponieważ nasze auto już od dawna prosiło się o kąpiel, skorzystaliśmy i z tej sposobności. W planach mieliśmy, zaokrętować się z samego rana na prom i przepłynąć na Korfu. Pomimo wielkich chęci zwiedzenia greckiej wyspy, musieliśmy ten pomysł porzucić, z powodu braku wcześniejszej rezerwacji.

Jako że Saranda była najbardziej wysuniętym na południe miejscem znajdującym się w planach naszej podróży, ruszyliśmy w drogę powrotną. Po wyjeździe z Sarandy pojawił się jednak problem z samochodem. Auto zaczęło tracić moc i słychać było strzały w kolektorze. Znaleźliśmy bardzo urokliwe miejsce na postój, w którym można było sprawdzić, co dzieje się z samochodem. Jak się okazało przyczyną była katastrofalna jakość albańskiego LPG. W gnieździe filterka gazu osadziła się ogromna ilość grafitu blokując całkowicie przepływ gazu. Po przeczyszczeniu i wymianie filtra mogliśmy kontynuować jazdę.

Tym razem wybraliśmy trasę nieco oddaloną od morza. Kolejnym celem była rzeka Osum i jej przepiękny kanion. Według naszej mapy, w miejsce to prowadziła jedna droga zataczająca ogromny łuk wokół gór. Jednak odległość rzeczywista do miejsca docelowego była zdecydowanie mniejsza. Co więcej gdyby udało się przedostać na skróty można by zwiedzić kolejny rejon górski. Pomimo braku jakichkolwiek informacji o możliwości przejazdu postanowiłem, że spróbujemy. Błądząc trochę po omacku, próbowaliśmy podpytywać napotkanych ludzi o możliwość przejazdu przez góry. Na nawigacji ustawiłem trasę na azymut, dzięki czemu mogliśmy określić kierunek jazdy i mieliśmy wiedzę czy zbliżamy się do celu naszej podróży. Pomysł z przejazdem przez góry okazał się trafiony. Nie tylko udało nam się przejechać krótszą trasą, ale zwiedziliśmy kolejny, przepiękny rejon Albanii. Przedostaliśmy się przez górskie pasmo przejeżdżając wąską „drogą” prowadzącą samymi graniami. Takich widoków nie było nawet w Górach Przeklętych. Po drodze minęliśmy kilka małych osad, których mieszkańcy chętnie wskazywali nam kierunek. Jeden młody człowiek zaproponował nawet, że pojedzie z nami kawałek drogi i pokaże miejsce gdzie powinniśmy odbić z obranej drogi, aby trafić na właściwy szlak. Tu muszę dodać, że porozumiewanie się z mieszkańcami Albanii nie wyglądało tak prosto. W zasadzie osoby mówiące po angielsku można spotkać tylko w dużych miastach i to niezwykle rzadko. Każda próba nawiązania kontaktu kończyła się pokazywaniem na mapie celu podróży i gestykulacją. Czasami działały słowa-klucze zaczerpnięte z różnych języków, najczęściej włoskiego, niemieckiego, angielskiego czasem rosyjskiego.

Po zjechaniu w niższe partie gór, kiedy zbliżaliśmy się już do naszego celu na naszej trasie pojawiła się rzeka. Wprawdzie był tam również most, lecz jego konstrukcja i obecny stan nie zachęcały do wjazdu. Na szczęście latem górskie potoki nie są zbyt głębokie i bez większego problemu przejechaliśmy brodem. Po kilku kolejnych kilometrach dotarliśmy do naszego celu. Kanion rzeki Osum i prowadzące do niego „skalne wrota” to miejsce magiczne. Wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany kanionu urywają się nagle tworząc bramę skalną, z której wypływa rzeka. Ten malowniczy widok sprawia, że ma się ochotę zastać tu dłużej, aby cieszyć się jego pięknem, odpocząć, zażyć kąpieli. W miejscu tym rzeka kilka razy lekko zakręca, przez co powstają głębiny. Wielu mieszkańców pobliskiego Corovode wypoczywa w tym miejscu przy grillu lub ognisku, racząc się również kąpielą w ciepłych wodach Osum.

Z kanionu wyjechaliśmy drogą przez Corovode. Zwiedzając miasteczka znajdujące się na naszej trasie obraliśmy kierunek na Fier. Po drodze mieliśmy okazję przejeżdżać przez piękne miasteczko Berat zwane miastem tysiąca okien. Znajduje się ono na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Miasto zachwyca architekturą domów usytuowanych na stoku wzgórza, których „tysiące okien” spoglądają w kierunku centrum. Następny nocleg postanowiliśmy spędzić ponownie na znanej nam już plaży, przy zaprzyjaźnionym barze.

Kolejnego dnia rano wyruszyliśmy do stolicy. Do Tirany prowadzi piękna, wyremontowana droga wielopasmowa. Udaliśmy się prosto do centrum, aby zobaczyć słynny Plac Skandenberga. Ku naszemu zaskoczeniu zastaliśmy jeden wielki, ogrodzony płotem plac budowy. Remontowane jest całe ścisłe centrum wokół pomnika Skandenberga. Słynne freski na Muzeum Narodowym na czas prac renowacyjnych zasłonięte zostały reklamą Vodafone. Budynek Opery był również niedostępny dla zwiedzających. Lekko rozczarowani ruszyliśmy w kierunku piramidy-mauzoleum Evandera Hodży z nadzieją, że nie została w ostatnich dniach wyburzona. Piramidę zastaliśmy w stanie nienaruszonym. Jedynie z dawnego mauzoleum zamieniła się w siedzibę przeróżnych firm. Ulice oddalone od ścisłego centrum, nie objęte remontem wyglądały całkiem przyjemnie nie różniąc się specjalnie od innych miast europejskich. Mieszkańcy stolicy zdają się być bardziej zeuropeizowani niż ich rodacy mieszkający w innych częściach kraju. Niestety panujący w przeszłości w tym kraju radykalny komunizm, zabraniający prywatnym osobom posiadania samochodu, pozostawił ślad w postaci totalnego braku miejsc parkingowych w okolicy centrum. Pozostaje mieć nadzieje, że przy okazji przebudowy miasta władze nie zapomną o przygotowaniu parkingów. W rozmowie z młodzieńcem sprzedającym w centrum pamiątki dowiedzieliśmy się, że prace budowlane przewidziane są na około dwa lata. Ponieważ aż tyle czasu nie mieliśmy postanowiliśmy pojechać dalej.

Ostatnim punktem naszej trasy była Kruja. Miasto usytuowane jest na zboczu masywu górskiego, którego najwyższy szczyt wznosi się na wysokość 1526 m n.p.m. Szczyt został nazwany imieniem urodzonego w Kruji narodowego bohatera Albanii Skandenberga (Gjergj Kastrioti Skënderbeu). Najciekawszy w Kruji, poza pięknymi widokami górskimi jest usytuowany u podnóża zamku, największy w całej Albanii bazar rękodzielniczy. Oprócz typowych pamiątek w postaci kubeczków, koszulek czy magnesów na lodówkę można nabyć tutaj wyroby ze złota, srebra, starą broń oraz szeroki wachlarz wyrobów tkanych, od koszul przez piękne ręcznie tkane dywany. Znajdują się tutaj nadal działające ręczne warsztaty tkackie, gdzie powstają wspomniane dywany, kilimy i kobierce. Ponad miastem górują warowne mury otaczające pozostałości po zamku, w którym skutecznie bronił się przed Turkami Skandenberg. Obecnie w zamku znajduje się poświęcone bohaterowi muzeum.

Kruja kończyła naszą wycieczkę po Albanii. Skierowaliśmy się w stronę Szkodry i znajdującego się nieopodal, przejścia granicznego z Czarnogórą. Po kilku godzinach, podczas odprawy granicznej przychodziło nam na myśl jedno słowo faleminderit – albańskie dziękuję. Dziękujemy, że mogliśmy zobaczyć ten wspaniały kraj, dziękujemy za gościnność jego mieszkańców. Albania jest chyba ostatnim państwem w Europie nieogarniętym jeszcze wszechobecną komercją, którego mieszkańcy nie doświadczyli panującego w pozostałej części kontynentu wyścigu szczurów. Kraj pełen wciąż odkrywanych zabytków, miejsc nieskażonych komercyjną turystyką, miejsce, w którym ludzie są naprawdę wolni.

Wszystkie osoby ciekawe świata, z pełną odpowiedzialnością zachęcam do odwiedzenia kraju nazwanego przez jego mieszkańców Shqipëria.

 
 
 Flaga Albanii
 
 Góry Przeklęte
 
 W drodze przez góry
 
Okolice Theth
 
 Koło Theth
 
 Wjazd do Theth
 
 Pyszna baraninka w Theth
 
 Zwierzęta śpią na drodze
 
 Most
 
Znów zwierzęta na drodze 
 
 Nocleg w Górach Przeklętych
 
 Górska "droga"
 
 W drodze do miasta
 
 Zakład Fryzjerski
 
 Zakład Szewski
 
 Sklep Mięsny
 
 Wyprzedzanie
 
Wyschnięte słone jezioro
 
 Bunkry
 
Poranna toaleta
 
 Naviblue submarine
 
 Ruiny starożytnej Apollonii
 
 W Apollinii
 
 Zabudowania klasztorne w Apolonii
 
 Klasztor
 
 Freski
 
 Prawosławna msza
 
 Msza
 
 Archeolodzy w pracy
 
Wykopaliska i bunkry w tle
 
 Postój w drodze nad morze
 
 Nadmorskie krajobrazy
 
 Pozowanie
 
 W poszukiwaniu źdźbła trawy
 
 Biwak na plaży
 
 Relaks
 
 Twierdza Alego Paszy
 
 Bunkry są wszędzie
 
 Z Sarandy widok na Korfu
 
 Wymiana filterka gazu
 
 Górska osada
 
 Lokalny transport
 
 Szczytami nad rzekę Osum
 
 Tym mostem nie przejedziemy
 
 Bezpieczniej przez rzekę
 
 Brodem
 
 Kanion rzeki Osum
 
 Rzeka Osum
 
 W kanionie
 
 Skalna półka w kanionie
 
 Kolejny most
 
 Berat - miasto tysiąca okien
 
  Przejazd przez Berat
 
 Traffic
 
 Ciężko włączyć się do ruchu
 
 Tirana - plac Skandenberga
 
 Centrum Tirany
 
 Muzeum Narodowe
 
 Pomnik Skandenberga w Tiranie
 
Piramida - Mauzoleum Hodży
 
 W Tiranie
 
 Nowoczesna Tirana
 
 W Tiranie
 
 Parking w centrum Tirany
 
 Kruja
 
 W Kruji
 
Targ rzemiosła w Kruji
 
 Zamek w Kruji - Muzeum Skandenberga
 
 

 
Comments