Nasza kolejna tegoroczna podróż obfitowała głównie w piękne plenerowe widoki. Krajobrazy gór, których szczyty sięgają ponad 1700 metrów, w połączeniu z bliskością wybrzeża Morza Egejskiego sprawia, że widoki obfitują w zachwycające, cudowne panoramy. Evia znana również jako Eubea, bo to ją postanowiliśmy odwiedzić, to grecka wyspa przybrzeżna w zachodniej części Morza Egejskiego, niedaleko Aten. Jest drugą co do wielkości po Krecie, wyspą Grecji. Od lądu oddzielona jest wąskimi zatokami oraz cieśniną, która w najwęższym miejscu ma szerokość 40 m, a jej brzegi są połączone dwoma mostami. Evia jest bardzo popularnym miejscem wypoczynku Greków, szczególnie Ateńczyków. Natomiast nie jest popularnym miejscem wśród turystów zagranicznych. Wielu Ateńczyków ma tu swoje letnie domy i w okresie letnim panuje tu spory ruch. My wybraliśmy się na Evie na początku października. W tym czasie wyspa w wielu miejscach jest opustoszała. Popularne letnie miejscowości świecą pustkami i turystyka jest znikoma. Większość restauracji i tawern w popularnych nadmorskich miejscowościach jest pozamykana. Częstym problemem było dla nas znaleźć miejsce, w którym moglibyśmy zjeść obiad. Październik to jednak ciągle piękna pogoda z temperaturami sięgającymi nawet 30 stopni. Evia to wyspa górzysta, bardzo malownicza z pięknymi, niedużymi, kameralnymi plażami. Najpiękniejsze z tych plaż znajdują się na południowym i wschodnim wybrzeżu, niestety aby się tam dostać, trzeba często pokonać kilometry trudnych, górskich dróg, w wielu miejscach dróg gruntowych i wykutych w skale. Jednak niedogodności podróży z każdym kilometrem rekompensowane są przez piękne krajobrazy i niesamowite widoki. Evia to miejsce do którego jedzie się właśnie dla tych panoramicznych krajobrazów, widoków i pejzaży. Nie znajdziemy tu zbyt wielu muzeów, zabytków czy pozostałości po antycznej Grecji. Z naszego mieszkania w Prisztinie wyjechaliśmy koło południa, do Grecji dojechaliśmy po około czterech godzinach. To ogromna zaleta mieszkania na Bałkanach. Postanowiliśmy zacząć podróż od północnej strony wyspy. Dojechaliśmy do Glify skąd promem popłynęliśmy do Agiokampos. Przeprawa promowa to niecałe 30 minut. W październiku ostatni prom z Glify wypływa o 17.00. Dlatego spędziliśmy noc na lądzie nad zatoką, aby następnego ranka udać się do portu. Po dopłynięciu do Agiokampos udajemy się w kierunku Loutra Edipsou zatrzymując się po drodze w kilku ciekawszych miejscach na spacer i zdjęcia. Loutra Edipsou to miejscowość nadmorska znana głównie z gorących źródeł o leczniczych właściwościach. Jednak w październiku również i to miejsce nie należy do zatłoczonych. Kilkoro wczasowiczów spotykamy jedynie w miejscu gdzie wody termalne wpływają do morza ... choć może są to mieszkańcy tej miejscowości. Nie zostajemy tu zbyt długo ale plan jest taki, aby jeszcze tu wrócić. Miejsce pierwszego noclegu nad zatoką Zatoka w pobliży Glify Gaj oliwny w miejscu naszego pierwszego noclegu Glifa, port Loutra Edipsou Sezon turystyczny już minął Z Loutra Edipsou przemieszczamy się wzdłuż wybrzeża i docieramy do Limni. Jest to dawna rybacka wioska, obecnie znana jako jedno z najładniejszych miasteczek na Evii. Jako, że docieramy tam późniejszym popołudniem, postanawiamy pozostawić zwiedzanie na dzień kolejny. Robimy małe zakupy i jedziemy znaleźć miejsce na nocleg. Od rana zwiedzamy miasteczko, zaglądamy do portu, do kościoła, spacerujemy wzdłuż nabrzeża gdzie pijemy pyszną frappe i jemy lokalne słodkości. Z Limnii przemieszczamy się na środek zachodniego brzegu wyspy, w kierunku Chalkidy. Po drodze zatrzymujemy się najpierw przy malowniczej plaży w Nea Artaki a następnie tuż za Chalkidą, na plaży będącej ulubionym miejscem okolicznych kitesurferów. Następnego dnia cofamy się kilka kilometrów do stolicy Evii, Chalkidy. Chalkida jest największym miastem na wyspie. Jest oddalona od Aten o około 65 kilometrów. To właśnie w Chalkidzie znajdują się dwa mosty którymi można dostać się na Evię. W Chalkidzie parkujemy w okolicach portu przemysłowego, spacerujemy po nadmorskim bulwarze, zatrzymujemy się przy starym moście próbując dojrzeć szalone wody. "Szalone wody" to występujący w Chalkidzie fenomen polegający na zmianie kierunku przepływu wody. Co sześć godzin zmienia się prąd w cieśninie, woda na chwilę się zatrzymuje a następnie zawraca płynąc w kierunku przeciwnym. Niestety zjawiska nie zobaczyliśmy a czekać kilku godzin nam się nie chciało. Przeszliśmy przez most na stronę lądową i wspięliśmy się na wzgórze aby zwiedzić zamek Karababa. Na koniec pobytu w Chalkidzie zjedliśmy późny obiad w jednej z lokalnych knajpek. Posiłek był przepyszny a ilość mięsa jaką dostałem ... Tak jestem mięsożercą i się tego nie wstydzę :) Zamek Karababa Z Chalkidy przemieszczamy się kilka kilometrów dalej do Eretrii, gdzie zaglądamy na miejsce wykopalisk antycznego teatru. Niestety wykopaliska są zamknięte więc zaglądamy tylko przez ogrodzenie. Pogoda jest pochmurna z przelotnymi opadami, postanawiamy jechać dalej na południe. Zatrzymujemy się na ciekawej plaży - dzikim kempingu, w pobliżu miejscowości Aghios Dimitrios. Kolejny punkt trasy to znajdujące się w okolicy miejscowości Stira, smocze domy (drakospita). Smocze domy to masywne budowle wzniesione z kamieni i ciężkich głazów, zbudowane bez żadnej zaprawy. Brak jest jednoznacznej wiedzy na temat ich pochodzenia, przeznaczenia czy samych budowniczych. Teorie naukowców określają ich wiek na ponad 3000 lat. Dawni mieszkańcy wyspy, nie znajdując innych wyjaśnień uznali, że to smoki przeniosły te wielkie kamienie i wybudowały schronienia. Przemieszczamy się jeszcze bardziej na południe do miejscowości Karistos. To ostatnie, najdalej wysunięte na południe miasteczko na Evii. Z ciekawszych miejsc jakie można tu zobaczyć to mały zamek portowy Bourtzi, zbudowany przez Wenecjan w 1350 roku. Spacerujemy trochę po nabrzeżu i porcie, posilamy się w portowej tawernie i ruszamy na objazdówkę po plażach południowego wybrzeża wyspy. Dojazd do ciekawszych plaż jest niestety bardzo trudny. Drogi szutrowe i skalne są w bardzo złym stanie. Generalnie są to drogi dla pojazdów terenowych. Docieramy na jedną z plaż lecz z wielkim trudem. Szkoda, że tak to wygląda bo plaże na południu są nadzwyczaj piękne. Dodatkowo są nadal niezagospodarowane i nie dotknięte masową turystyką. Z drugiej strony rozbudowa infrastruktury drogowej z pewnością spowoduje, że plaże stracą swoją dziką, nieprzeciętną naturę. Jest coraz więcej miejsc w aplikacji park4night, niestety wiele z nich jest niedostępnych dla kamperów a nawet dla vanów, trzeba naprawdę uważać bo można się zakopać albo uszkodzić auto. Miejsca takie powinny zostać specjalnie oznaczone jako dostępne tylko dla 4x4. Wracamy w okolice Karistos i odwiedzamy górująca nad miastem, usytuowaną u podnóża góry Ochi, twierdzę Castello Rosso. Wzgórze, na którym stoi zamek, zostało po raz pierwszy ufortyfikowane przez Bizantyjczyków w 1030 roku. Średniowieczne Castello Rosso zbudowano w latach 1209-1216 na fundamentach bizantyjskiej fortyfikacji, przez barona Ravano dalle Carceri, lombardzkiego władcę, któremu przyznano feudę Karystos. Do bram twierdzy można spokojnie dojechać samochodem. Wstęp jest wolny, brama zamknięta jest tylko na klamkę. Z zamku rozpościera się piękny widok na wybrzeże, miasteczko Karistos i całą okolicę. Z Castello Rosso zjeżdżamy na wybrzeże i nocujemy na plaży w pobliżu miasteczka. Rano wypasamy z Sambem owieczki i ruszamy eksplorować wschodnie wybrzeże. Odwiedzamy dwie piękne plaże. Pierwsza to plaża Agios Dimitrios (nie mylić z plażą w miejscowości Aghios Dimitrios, którą odwiedziliśmy wcześniej). Trasa w kierunku tej plaży prowadzi ponad wąwozem i jest niezwykle widowiskowa. Droga jest asfaltowa, jedynie sama końcówka, zjazd na plażę, jest gruntowy i raczej niedostępny dla większych pojazdów. My zaparkowaliśmy przy zjeździe z asfaltu i na plażę zeszliśmy pieszo. Miejsce jest naprawdę piękne. Poza samą plażą, która zachwyca swoim położeniem u wyjścia z wąwozu, można pospacerować w górę spływającej wąwozem rzeki i podziwiać otaczającą, dziką przyrodę. Podążając wzdłuż strumienia napotykamy naturalnie utworzone, poprzez spiętrzenia na rzeczce, baseny. W jednym z takich spiętrzeń udaje nam się zaobserwować żółwie. Kolejna plaża, którą odwiedzamy, równie piękna choć już nie tak dzika, z przygotowaną infrastrukturą hotelową i kulinarną to Kalamos. Do samej plaży samochodem nie dojedziemy. Trzeba zaparkować na znajdującym się w plażowym mini-miasteczku, parkingu. W czasie kiedy my odwiedziliśmy Kalmos, było ono zupełnie wyludnione. Wszystkie hoteliki i knajpki zamknięte na trzy spusty. Przypuszczam jednak, że w szczycie sezonu, znalezienie wolnego miejsca parkingowego, może być nie lada wyzwaniem. My przemieszczamy się trochę na wschód aby znaleźć miejsce noclegowe przy plaży. Docieramy do Cheromylos, gdzie możemy zaparkować na samej plaży. Zostajemy tu dwa dni, odpoczywamy, kąpiemy się i opalamy. Wypoczęci i opaleni październikowym słońcem, ruszamy dalej w kierunku północnym. Naszym kolejnym celem jest dom naszych znajomych, którzy przeprowadzili się na Evię na początku tego roku. Jednak zanim ich odwiedzimy, kierujemy się do miasteczka Avlonari. Miasteczko słynie z corocznego bazaru ulicznego, który świętuje koniec zbiorów winogron i funkcjonuje każdego roku przez osiem dni, począwszy od 6 października. Mieliśmy to szczęście, że nasz pobyt na Evii przypadał akurat w okresie w którym całe Avlonari przemienia się w ciąg ulicznych straganów, na których można kupić dosłownie wszystko. Od lokalnych wyrobów rękodzielniczych przez wyroby cukiernicze, owoce z tegorocznych zbiorów w formie naturalnej i przetworzonej, po całą masę chińszczyzny i wszelkiej maści podróbek perfum, obuwia czy odzieży. Nie brak tu również dywanów, piecyków i wyrobów blaszanych wytwarzanych przez Romów. W miasteczku znajduje się również średniowieczny Kościół Agios Dimitrios. Po zakupach na Bazarze udajemy się do właściwego celu jaki zaplanowaliśmy na ten dzień, do Kato Kourouni, gdzie osiedlili się nasi znajomi. Przez dwa dni korzystamy z ich gościnności, podziwiając niesamowitą okolicę i ich przepięknie położony dom z widokiem na morze i góry. Miejsce jest wspaniałe, zachwyca usytuowanie domu, jego otoczenie i widoki. W tym czasie odwiedzamy również sąsiednie miasteczka Kymi, Kymi Paralia i Platana, gdzie w tym ostatnim, mamy okazję skosztować pysznej lokalne kuchni. Zaglądamy również do pobliskiego kościoła Ekklisia Evaggelistria, usytuowanego na górującym nad okolicą szczycie. Z kościelnego wzgórza rozpościera się panorama nie tylko na pobliskie miasteczka i wybrzeże, ale w dali możemy dostrzec zarysy kolejne greckiej wyspy, Skyros. Zachęceni opowieściami o pięknych krajobrazach ruszamy trochę w głąb wyspy, w kierunku miejscowości Seta. Rzeczywiście krajobrazy są imponujące. Oczywiście robimy po drodze kilka zdjęć, między innymi terenów strawionych w 2018 roku przez pożary. Z Sety wracamy tą samą drogą w stronę wybrzeża i dalej w kierunku północnym. Kolejny cel - plaża Chiliadou. Przemieszczamy się wzdłuż wschodniego brzegu wyspy, kierując się na północ docieramy do plaży Chiliadou, często wymienianej jako najpiękniejsza plaża Evii. Z pewnością jest to plaża wyjątkowej urody, przy tym całkiem spora, posiadająca dobrą infrastrukturę w postaci pryszniców plażowych, kilku knajpek, sklepów i hotelików. Dojazd do plaży nie jest wyjątkowo trudny. Wprawdzie trzeba pokonać trochę zakrętów na wąskiej, górskiej drodze, to jest to droga asfaltowa, dodatkowo obfitująca w piękne widoki. Ewentualne niedogodności tej podróży wynagrodzi nam jednak wyjątkowy klimat tego miejsca. Plaża jest bardzo duża, kamienisto-piaszczysta i zachwyca niebywale pięknymi, błękitnymi wodami Morza Egejskiego. Otoczona jest ze wszystkich stron wysokimi górami co sprawia, że sceneria przywodzi na myśl krajobrazy z Tajlandii. Niestety nie jest to miejsce dogodne dla turystyki kamperowej. Ponieważ byliśmy tu po sezonie, nie było problemu z zaparkowaniem i przenocowaniem. W szczycie sezonu, z pewnością nie było by tak łatwo. Brak jest miejsc, które nadawały by się na miejsce noclegowe dla kmpera. Oczywiście zawsze można przenocować parkując na drodze wzdłuż plaży, jednak jest tam około półmetrowy murek, który tego nie ułatwia. W dalszej części znajduje się kolejna, bardziej dzika plaża, można się tam jednak dostać tylko pieszo. Plaża ta służy jako dziki kemping. W czasie naszego pobytu, nadal były tam pozostałości obozowiska, kilka namiotów, stoliki, krzesełka. Plaża Chiliadou ma jednak jeden minus, dość szybko zachodzi tam słońce, które już koło 17.00 chowa się za pobliskimi górami. W lecie świeci pewnie trochę dłużej, lecz nie można raczej liczyć na słoneczne wieczory. Z drugiej strony, w okresie letnim podczas upałów, może być to zaletą, dającą wcześniejszą ulgę. W październiku natomiast, zachodzące słońce sprawia, że szybciej robi się chłodno i wcześniej nadchodzi zmrok. Opuszczamy piękną plażę i przemieszczamy się z powrotem na zachodnią stronę wyspy, kierując się dalej na północ. Jeszcze raz przejeżdżamy przez Limni, tym razem wjeżdżając do miasteczka ze wschodu. Mamy więc okazję zobaczyć jego panoramę od góry. Naszym celem jest ponownie Loutra Edipsou. Tym razem mamy jednak zamiar skorzystać z kąpieli w gorących źródłach wód termalnych. To naturalne, lecznicze spa znane jest od czasów starożytnych. Legenda mówi, że Herkules kąpał się w tych wodach po bitwie, aby się odmłodzić. Gorących źródeł w Edipsou jest ponad 80 i osiągają temperaturę do 85 stopni Celsjusza. Jest to jeden z najbardziej znanych ośrodków termalnych w Grecji. Podobno kąpieli zażywały to takie osoby jak Greta Garbo, Onasis, Maria Callas czy Winston Churchill. Dlaczego i my nie mielibyśmy się trochę odmłodzić. Nasz pobyt na Evii dobiega końca, przed nami jeszcze tylko ... Seszele. Greckie Seszele, Malediwy czy Bahamy - tak nazywane jest Lichadonisii — kompleks wysp znajdujący się w pobliżu północno-zachodniego brzegu Evii. Lichadonisii to kilka małych wysp, które powstały w wyniku aktywności wulkanicznej. Wysepki nie są zamieszkane, co czyni je bardziej egzotycznymi i osobliwymi. Dotrzeć na Lichadonisii można jedynie łodzią z portu w Kammena Vourla na lądzie lub Kavos na Evii. W sezonie łodzie kursują regularnie a bilet w dwie strony to koszt 12 Euro. Jako że sezon już minął nie ma regularnych rejsów na wysepki, oglądamy je więc jedynie z daleka. Z tej perspektywy nie robią wielkiego wrażenia. Na plaży koło Kavos pozostajemy dwie noce. Następnie wracamy do Agiokampos i okrętujemy się na powrotny prom do Glify. To już koniec naszego tegorocznego wypadu do Grecji. |
Strona główna > Moje podróże >