Do Irlandii wybrałem się w listopadzie 2009 roku. Polecieliśmy na kilka dni odwiedzić mieszkających tam przyjaciół. Nie zdołałem przez te parę dni zobaczyć zbyt wiele. W zasadzie nie ruszaliśmy się poza Hrabstwo Clare. Zwiedziłem dwa małe miasteczka, wybraliśmy się nad ocean i nad rzekę Shannon. Poza tym kilka pubów i nocny klub.
Co podobało mi się najbardziej to wszech otaczająca zieleń. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że to zielona wyspa. W Polsce w tym czasie na drzewach nie było już liści a zieleni traw daleko było do irlandzkiej soczystości. Nie podobała mi się natomiast aura. Wietrznie, pochmurno i dżdżyście, pogoda próbowała zniechęcić nas do spacerów. My jednak dzielnie stawialiśmy jej opór. Przypłaciłem to niestety katarem.
Kraj wydaje się być ciekawym. Przyjemne małe miasteczka z wąskimi uliczkami w centrum, sporo zabytkowych budowli, sympatyczni uśmiechnięci ludzie. Pomimo pogody, która wydaje się, iż może wywoływać depresję w Irlandii żyje się całkiem dobrze. Mieszkańcy chyba się już do tej aury przyzwyczaili.
|
Strona główna > Moje podróże >